Muchomory w cukrze Marta Bijan 6,6
ocenił(a) na 81 dzień temu Czy motywacje postaci, która robi coś niewyobrażalnie chorego i okrutnego, wymagają obszernego uzasadnienia?
Z tym pytaniem zostawiły mnie "Muchomory w cukrze" Marty Bijan. A raczej z odpowiedzią: nie, nie potrzebowałam tego uzasadnienia. Nie wpłynęło dobrze na odbiór książki, która sama w sobie ogromnie mi się podobała. Jeśli miałabym wskazać jej wady, zaczęłabym właśnie od tej końcówki i wyjaśnienia.
Co nie znaczy, że całe zakończenie jest złe.
Ale od początku: książkę pożarłam w kilka godzin (okej, w kontekście tytułu "pożarłam" brzmi niefortunnie),odrywałam się od niej tylko z konieczności i przeważnie z irytacją. Tak mi dobrze, tak mi pisz! Narracja przesiąknięta nostalgią i zarazem rosnącym niepokojem. Wiesz, że coś nie gra, ale długo, długo nie wiesz, co. Och, gdyby istniała możliwość "zamówienia" sobie książki, takiej wiecie, napisanej specjalnie dla mnie, z uwzględnieniem wszystkiego, co lubię, to miałaby właśnie taką narrację.
Nastoletni bohaterowie - Fio, Hanna, Wenus, Kostek i Robin - cudownie nieidealni. Pisani z perspektywy kogoś, kto zna ich na tyle dobrze, by widzieć wszystkie ich słabości i mniejsze lub większe dziwactwa, a jednocześnie nadal dość słabo, by rozumieć, z czego wynikają. Tajemniczego Adama od razu zwizualizowałam sobie jak chłopaka, który mi się podobał, kiedy byłam nastolatką, i bardzo łatwo mogłam sobie wyobrazić jego charyzmę i urok, jaki roztaczał.
W ogóle sam klimat domku w lesie to coś, co uwielbiam. Mam dobre wspomnienia związane z taką właśnie lokalizacją. Grzybów tam nie było 😉 Ale potrafiłam sobie doskonale wyobrazić ten klimat bycia odciętym od cywilizacji i tracenia poczucia czasu.
Trochę mi nieswojo, że książka, która tak mnie urzekła, dostała tyle negatywnych recenzji (włącznie z tekstami typu "to może się podobać chyba tylko komuś z podstawówki"). Czy coś jest nie tak z moim gustem? Ale myślę, że większość zarzutów wynika z dysproporcji między leniwą akcją w Domku z Drewna i Szkła a dramatycznym finałem. Plus to, co wspomniałam o zakończeniu.
Mnie ta powolność i pozorny spokój nie przeszkadzały, bo cały czas czułam, jak bardzo to jest pozorne. Jak dla mnie, tam się działo i to działo konkretnie już od momentu, kiedy bohaterowie znale��li się w domku, po prostu oni nie byli świadomi tego, że stopniowo, nieubłaganie owija się wokół nich sieć pająka.
Jeszcze co do zakończenia - jeśli naprawdę taki był zamysł autorki, takie uzasadnienie było tam potrzebne, to moim zdaniem dało się wrzucić wcześniej więcej tropów, które by nakierowały czytelnika. Choćby to, że pewne dwie osoby najwyraźniej od kilku lat nie miały za sobą żadnego kontaktu - i to musi wynikać z faktu, że jedna z nich usłyszała od drugiej coś nieprawdopodobnego, albo wręcz została o coś absurdalnego oskarżona - ale ta sugestia w ogóle się nie pojawia, nie wiemy tego, możemy to wywnioskować dopiero z końcówki.
Czy polecam książkę? Jeśli lubicie powolny, niepokojący klimat, trochę jak w "Pikniku pod Wiszącą Skałą", to polecam jak najbardziej. Z tym zastrzeżeniem, że nie jest to książka, która każdemu się podoba i do każdego trafia.