Mam na imię Folkví Maria Hesselager 6,7
ocenił(a) na 67 tyg. temu ,,Mają twarze, lecz nie w pełni; wyglądają one jak maski. Trudno określić, czy są młode, czy stare, a ich oczy są czarne, przedziwnie głębokie. Przeszywają czas na wskroś. Igły są nawlekane, nici przecinane. Czyste skupienie. Oczy sióstr to przepaści."
Folkvi i Aslakr to rodzeństwo połączone niezwykle silną więzią, która jeszcze mocniej zacieśnia się po śmierci ich rodziców. Folkvi przejmuje po matce rolę wieszczki i pomaga przy porodach. Aslakr wyrusza na długą wyprawę, w czasie której pozostawia siostrę pogrążoną w nadziei i oczekiwaniu. Z podróży jednak nie wraca sam, z czym będą wiązać się niepokojące konsekwencje.
,,Mam na imię Folkvi" to nieprzewidywalna powieść osadzona w świecie wikingów. Momentami pełna nerwowego napięcia i niepewności; przez większość czasu niezwykle eteryczna. Nie od razu da się w pełni uchwycić znaczenie wszystkich wydarzeń, bo akcja często opuszcza ziemską rzeczywistość, by przenieść nas do krainy magii i nordyckich bogów.
Dawne czasy i odległe tereny, a jednak historia dziwnie bliska domu. I nie chodzi tu o jakieś szczegóły, ale o to, co stanowi samą istotę człowieczeństwa. Różne realia, odmienne otoczenie, ale pragnienia, namiętność i ból równie intensywne. Niektóre emocje są zbyt silne, by je stłumić, a potrzeba miłości i przynależności jest ponadczasowa. Nad postaciami przez cały czas wisi nieuchronny (tkany przez Norny) los. Mimo wszelkich starań - przeznaczenia nie da się oszukać.
Powieść jest bardzo krótka, ale zaskakująca. Jej chłodny klimat dobrze się sprawdza w czasie upalnych dni, więc warto po nią sięgnąć jeszcze zanim skończy się lato.