Widziała na olśniewającej jasnej scenie swego umysłu dwa miliony ludzi w marszu, z każdego zakątka lodowatego kontynentu, pozbawionych pomoc...
Widziała na olśniewającej jasnej scenie swego umysłu dwa miliony ludzi w marszu, z każdego zakątka lodowatego kontynentu, pozbawionych pomocy, zdanych na samych siebie, jadących na otwartych platformach, żeglujących rzekami, żebrzących od wioski do wioski pośród dzikich azjatyckich plemion i widziała ich nie jako ludzi, lecz jako jedną ogromną manifestację ludzkiego ducha, jako nieposkromnioną ludzką wolę przeżycia za wszelką cenę i bycia wolnym, w jakikolwiek sposób tę wolność sobie wyobrażano. Wiedziała, że życie było czymś więcej niż tylko przeciwieństwem śmierci, a żyć, to było coś więcej niż tylko być żywym. Nagle była pewna, będzie żyć, że będzie żyć każdy, kogo kochała, gdyż ona i oni wszyscy byli poza śmiercią i strachem umierania. A więc życie było możliwe, jeśli pozostawała wola, a nie było strachu. – Możecie sobie wyobrazić, jak się czuje NKWD – powiedział profesor. – Ja czuję się dumna – powiedziała. – Dumna z czego? – spytał Kobza. – Z tego, że jestem Polką, przypuszczam, z naszej woli życia. Dumna z tego, że nasi rodacy po tym wszystkim, co przeszli, zdolni są jeszcze do tak ogromnego wysiłku. Ten polski duch, którego nikt zdaje się nie rozumieć...