Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Źródło fot. Activision Blizzard
i
Publicystyka 6 września 2024, 15:56

autor: Draug & PefriX

7. Torchlight 2. 25 najlepszych gier hack'n'slash

Spis treści

7. Torchlight 2

Kontynuacja Torchlighta miała nieliche zadanie do wykonania i nie chodzi tu wcale o przeskoczenie poprzeczki zawieszonej przez „jedynkę”, mimo że ta została umieszczona całkiem wysoko. Problemem „dwójki” był fakt, że o ile pierwowzór wyszedł w dość bezpiecznym okresie – kiedy Diablo III dopiero majaczyło gdzieś na horyzoncie – tak sequelowi, wydanemu w 2012 roku, przyszło toczyć bezpośrednie starcie z trzecią odsłoną serii, która przez prawie dwie dekady wyznaczała standardy w gatunku hack’n’slashy. Jak z tej potyczki wyszedł? Zdecydowanie obronną ręką (według nieoficjalnych danych niemal pięć milionów sprzedanych kopii na Steamie do lipca 2018 roku) – chociaż do sukcesu gry Blizzarda było mu daleko.

Torchlight II kontynuuje bezpośrednio fabułę części pierwszej. Drzemiące głęboko w kopalniach pod miasteczkiem Torchlight zło w postaci smoka Ordraka zostało pokonane, lecz nie zakończyło to definitywnie kłopotów świata. Oto Alchemik – jeden z grywalnych bohaterów z „jedynki” – został opętany przez jakieś złe moce i wszedł w posiadanie esencji Ordraka. Dysponując wielką siłą, pokonał w pojedynku Niszczyciela (drugą grywalną postać), zrujnował Torchlight i ruszył przez kontynent siać spustoszenie.

Mimo zebranych cięgów Niszczyciel podąża w ślad za dawnym druhem, lecz rany szybko dają mu się we znaki, a jego miejsce musi zająć uczeń. I tu do akcji wkracza postać gracza, reprezentująca jedną z czterech nowych klas: żarodzieja (tak kapitalnie przetłumaczono na polski nazwę embermage), berserka, łowcę lub inżyniera. Na starcie wybieramy jeszcze formę jednego z kilkunastu dostępnych zwierzęcych towarzyszy (od klasycznych kotów i wilków po alpaki, fretki, a nawet headcraby rodem z Half-Life’a) i ruszamy w świat.

No właśnie, w świat. Już nie przemierzamy podziemnych korytarzy, tuneli, sal, nekropolii etc., tylko poruszamy się w dużej mierze po zróżnicowanych otwartych przestrzeniach, podobnie jak w Diablo III. Gra zachowała przy tym graficzną stylistykę pierwowzoru, więc w efekcie stała się jeszcze bardziej bajkowa i kolorowa – choć wpadające w ucho jak zawsze diablopodobne kompozycje Matta Uelmena chronią przed skojarzeniami z braćmi Grimm czy innym Andersenem. Poza tym podkręcono tempo zabawy, czyniąc starcia niesamowicie dynamicznymi i efektownymi.

Mimo to rozgrywka pozostała z grubsza niezmieniona względem „jedynki” – podobny jest system rozwoju postaci, podobna mechanika ekwipunku (i częstotliwość jego wypadania), podobne „użytkowanie” zwierzaka i łowienie dla niego magicznych, transformacyjnych rybek. Wszystko okazuje się jednak bardziej dopracowane i zróżnicowane, co przekłada się na wiele godzin niezwykle udanej zabawy. Nie brakuje też elastycznego trybu kooperacji (dla maksymalnie 6 graczy) oraz atrakcji trzymających przy monitorze po przejściu kampanii.

No i Torchlight ma rzecz, której w takim Diablo III nie uświadczycie – pełne, szerokie wsparcie dla modów. Od pojedynczych przedmiotów i poziomów aż po zupełnie nowe klasy postaci i całe kampanie – potencjał jest wręcz nieskończony.

W hack and slashach najfajniejsze są początki
W hack and slashach najfajniejsze są początki

Wiecie, co jest najlepsze w hack and slashach? Początki. To może umknąć, gdy gonimy za dopełniającym build Ostrzem Ostatecznej Zagłady, ale przypomniał mi o tym dopieszczany we wczesnym dostępie Last Epoch.